Nasz wywiad z Hämatom (lato 2021) cz.1

hamatom

For the English version of this interview please click HERE

31 lipca 2021 był dla nas bardzo wyjątkowym dniem. Nie tylko po raz pierwszy mieliśmy okazję uczestniczyć w tak nietypowej formie koncertu jaką jest Strandkorb OpenAir (koncert odbywa się na świeżym powietrzu, a fani mają swoje miejsca wyznaczone poprzez kosze plażowe znane głównie z niemieckich plaż nad Bałtykiem), ale także ponownie mieliśmy przyjemność porozmawiać z Ostem o ostatnich dokonaniach zespołu Hämatom oraz o ich planach na przyszłość. Rozmowa ta była na tyle długa i pełna różnorodnych ciekawostek, że po raz kolejny postanowiliśmy rozbić wywiad który czytacie na dwie części. W pierwszej zapoznamy się bliżej z wiosennym wydawnictwem pt. “Berlin” a w drugiej przedstawimy Wam luźne rozważania nt. aktualnej sytuacji i planów zespołu.

GGW: Witaj Ost, miło dla odmiany porozmawiać na żywo a nie tak jak ostatnio przez internet. Mamy niespełna 30 minut więc pozwól, że przejdziemy od razu do pytań. Początkiem 2021 ogłosiliście, że nadchodzi nowy, akustyczny krążek. Bardzo podobała nam się już sama forma promocji, szczególnie te animacje z Don Nordeone i bandą. Jesteśmy zdecydowanie pod dużym wrażeniem krążka “Berlin”. Album w odmiennym stylu muzycznym wyszedł naszym zdaniem bardzo świeżo i mimo zmiany instrumentów wciąż czuć, że to Hämatom i Wasza energia. Mieliście obawy jak fani zareagują na zapowiedź takiego właśnie albumu?

Ost: Trochę tak, rozmawialiśmy z innymi zespołami które taki krążek gdzieś w swojej karierze wydały i zwykle podoba się on ⅓ fanów a ⅔ w ogóle go nie uznają. Ale ten pomysł w nas dojrzewał on jakiegoś czasu aż w końcu przyszedł czas, żeby go przenieść na nuty. Cieszy nas fakt, że w przypadku naszych fanów ten stosunek nie był jednak ⅓ do ⅔ a 50/50 i to widać też po koncertach. Fani metalu są niesamowicie nietolerancyjni gdy tylko znika gitara elektryczna. Są bardziej przywiązani do instrumentów niż do muzyki. Może to naiwne z mojej strony, ale naprawdę bym chciał, żeby ludzie zwracali więcej uwagi na piosenkę a nie na to jakie instrumenty się na nią złożyły. Naturalnie frekwencja czy zachowanie fanów na aktualnej trasie nie nadaje się do oceny, bo to wszystko to Strandkorb OpenAirs i nie dość, że część fanów zupełnie odrzuca taką formę zabawy to jeszcze kosze i odstępy wymuszają na ludziach dość statyczną zabawę. Tym niemniej, uważam, że “Berlin” jest pełnoprawnym krążkiem w dyskografii i historii Hämatom oraz, że stanowi jego bardzo ważną część. To byłoby też nudne znowu wydać coś w “naszym stylu”.

Czyż to nie nudne istnieć 20 czy 30 lat i nieustannie robić to samo? Dla mnie to by była śmierć na miejscu. Nawet takie zespoły jak Metallica, które w swej twórczości są bardzo konsekwentne – odkrywały siebie na nowo z każdym kolejnym albumem.

Naturalnie tracili przy tym czasem fanów, ale przynajmniej potrafili zaskakiwać i siebie i słuchaczy. A same koncerty promujące “Berlin”? Przecież obecność tych innych muzyków, trębaczy, pianisty etc wytwarza niesamowitą atmosferę. Sam się nią nadal rozkoszuję.

GGW: Mamy wrażenie, że pandemia przyniosła nam wiele premier płyt z pomysłów “odkładanych do szuflady na później”. Maerzfeld nie chcąc grać rocka dla ludzi siedzących na krzesłach nagrał krążek “Anblaggd”, Eisbrecher wypuścił CD z coverami do którego też zabierał się od dłuższego czasu. Myślisz, że też odłożylibyście nagranie “Berlina” na później gdyby pandemia nie usadziła nas w domach na już ponad rok? Czy ten pomysł dojrzał w Was tak czy inaczej?

Ost: Tak, ale wtedy nie byłby pewnie takim albumem a po prostu czymś w rodzaju Unplugged. Chcieliśmy zrobić coś nowego. Nie wiem czy gdybyśmy wydawali nasz album później, zrodziłby nam się w głowach taki pomysł, jak w czasie pandemii – tu jakby nie było jest dość bezpośrednia paralela do grypy hiszpanki. Ludzie też latami chowali się w domach, aż w końcu nastąpił szalony czas, gdy wszyscy wyszli, tańczyli, cieszyli się życiem.
Ta cała sytuacja miała duży wpływ na to, że Berlin brzmi tak a nie inaczej.

GGW: Czytaliśmy w wywiadzie, że oryginalny styl z lat 20 ubiegłego wieku to Twoja sprawka. Rozwiniesz trochę temat? Te czasy wydały Ci się po prostu podobnego do tego co dzieje się teraz czy żywisz jakiś sentyment
do muzyki, stylu czy wydarzeń z tamtych czasów? Ile zajęło Wam komponowanie i nagrywanie tego albumu? Posiłkowaliście się również innymi muzykami przy instrumentach których wcześniej u Was nie
słyszeliśmy? Znowu nagrywaliście wszystkie partie osobno i w sterylnych warunkach tak jak miało to miejsce przy nagrywaniu EPki “FCKCRN”?

Ost: Dokładnie, tak jak wspomniałem jest tu bezpośrednie nawiązanie do hiszpanki. Pewnego dnia usłyszałem w audycji o czasach w których szalała ta choroba – maski, izolacja itd.; dokładnie to co przeżywamy teraz, chociaż zdecydowanie różni nas postęp technologiczny. Bardzo depresyjny czas, który dekady później zrodził szalony okres koksu i dziwek. Od razu mnie to zainspirowało, bo przecież to niesamowite jak jedno przeszło w drugie nie? Berlin stał jakby w środku tego wszystkiego, tu się tańczyło, tu kręciło pierwsze porno, tu był koks… Sama muzyka? Nie wiem w sumie, na pewno nie było to pierwsze co mi się pomału kreśliło w głowie, gdy planowałem
nowe utwory… Ta paralela była takim motywem przewodnim cały czas. Od strony technicznej zaś, jeśli chodzi o nagrywanie albumu to było trochę luźniej. Ale tak w dużym skrócie jak powstał album: w połowie grudnia wyskoczyłem na piwo z naszym managerem żeby ustawić kamienie milowe na kolejne 2-3 lata, bo już wtedy było wiadomo, że tour się nie odbędzie. Uznaliśmy też, że nie ma sensu wydawać na wiosnę nowego krążka. W połowie stycznia było już wiadomo, że nasz następny album będzie akustyczny i będzie nosił tytuł Berlin. Wszystko było już dogadane z wydawnictwem i padł termin – początek marca. No ale wiecie, była połowa
stycznia, a my nie mieliśmy ani jednej piosenki… Dlatego tydzień później spotkaliśmy się i 10 dni pod rząd tworzyliśmy, pisaliśmy, nagrywaliśmy. Pobudka o 10, między 10 a 13 stworzyć piosenkę, szybko napisać tekst, Süd
nagrywał bębny, West bas, w całości odsłuchać, nanieść poprawki, dograć gitarę, później instrumenty dęte i wszystkie pozostałe aranżacje, aż w końcu o 21 Nord mógł zabrać się za śpiewanie. Piosenka gotowa i tak kolejnych 9 dni 🙂 Nie wiem co wpłynęło na to, że tak dobrze i sprawnie nam to poszło, może tak po prostu miało być.

Złapaliśmy niesamowitą wenę, możliwe, że taka trafia się raz w życiu. Zgaduję, że już nigdy więcej nie uda nam się tak sprawnie nagrać albumu. W 10 dni od 0 do kompletnego albumu – szaleństwo nie?

A jeszcze nagrywać z tak utalentowanymi muzykami? To była dzika radość.

GGW: Zostając jeszcze w temacie waszego koncertu premierowego nie zabrakło na nim znamienitych gości. Co kierowało Wami gdy ich wybieraliście? Fakt, że odnajdują się w bardzo nieszablonowych i często tanecznych rytmach? Czy po prostu taką mieliście fantazję? 😉

Ost: To głównie nasi przyjaciele. Z Jenny (Beyond the black) znamy się od dawna, Ben (Feuerschwanz / D’Artagnan) tak samo. Z nim to chyba nawet dłużej, bo mniej więcej równolegle rozpoczynaliśmy nasze kariery i
widzieliśmy się już na pierwszych release shows. Także nie ma w tym jakiejś wielkiej magii, czy planowania. To raczej okazja by się spotkać z kumplami, więc po prostu dzwonimy.

GGW: Skoro jesteśmy przy tanecznych kawałkach – jesteście dobrymi tancerzami? Chcielibyście zobaczyć fanów dla odmiany tańczących a nie pogujących i startujących do moshpitu?

Ost: Jesteśmy świetnymi tancerzami 😀 Szczególnie po pijaku śmigam jak John Travolta!

GGW: Czyli świetnie sprawdzasz się na weselach!

Ost: No tego mi troszkę tu brakuje. Niemieckie wesela nie są takie jak polskie. W Polsce jeszcze nim leje się wódka to wszyscy tańczą. W Niemczech najpierw trzeba polać by ludzie zaczęli się ruszać… za to jak mi polejesz i pójdę w tango to już mnie nie zatrzymasz!

GGW: Na albumie naszą uwagę od razu zwrócił kawałek tytułowy. Skąd pomysł, by wykorzystać fragment hitu Dolly Parton w tym utworze?

Ost: To powstało w ten sam wieczór gdy zaszyty w swoim bunkrze siedziałem z butelką Jim Beam, słuchałem polskiej muzyki… i Dolly Parton w coverze od Miley Cyrus się włączyła 😉 No i wiadomo co było dalej – z
głośników wybrzmiało “Jolene, Jolene” a ja pomyślałem “Berlin, Berlin”. Jednak zamiast robić remix czy cover postanowiliśmy zrobić własną piosenkę, gdzie przeróbce poddana została jedynie fraza.

GGW: Co powiedzielibyście na pójście jeszcze krok dalej i zrealizowanie projektu w jeszcze innym stylu muzycznym? Techno?

Ost: Bardzo chętnie! W nightlinerze nawet bardzo często słuchamy sobie piosenek z tych rejonów muzycznych. The Prodigy przykładowo! Jestem pewny, że coś kiedyś zrealizujemy, tak jak mówiłem, nudziłoby nam się
bardzo w Hämatom gdybyśmy nie mogli sobie pozwolić na takie wycieczki muzyczne. Nie wiem jeszcze co, kiedy, jak i gdzie, jaką historię do tego dopiszemy, ale na pewno będziemy dalej eksperymentować.

GGW: Zaskoczył Was aż tak dobry odbiór tej płyty i wysokie miejsce na liście przebojów?

Ost: Tak, to było zaskakujące. Fani byli podzieleni, ale płyta wylądowała wysoko w notowaniach i podział między miłośnikami a hejterami nie był tak duży jak się spodziewaliśmy… więc na pewno można mówić o zaskoczeniu.

GGW: Dzięki za bardzo szczegółowe odpowiedzi! Zamknijmy tym samym część o nowej płycie i przejdźmy do nieco luźniejszych pytań 🙂

Zapraszamy do przeczytania drugiej części wywiadu z Ostem!